Mój sporo młodszy przyjaciel zafascynował się sztuczną inteligencją, choć ma swoją na bardzo dobrym poziomie. Jako typowy facet rzucił się na ten szkodliwy dla zdrowia gadżet i zwizualizował sobie: powódź w Warszawie, kotki na parapecie swojego mieszkania, mój portret na podstawie zdjęć dostępnych w Internecie i swoją sylwetkę podczas pracy przy komputerze, oraz moje obrazy?!!!!…
Był bardzo zadowolony, choć sztuczna inteligencja rozprawiła się fatalnie z jego wizerunkiem, skracając mu nogi o 30 cm i dodając 30 kilo. Moje nogi inteligencja wydłużyła, a talię zarysowała przesadnie. O tyle, że nie ma o czym mówić. Siedzę z nogami jak bocian i pale papierosa w fifce. Akurat skojarzyłam się ćwierć inteligencji z latami 20.
Potem poprosiłam o wizualizację rodzinnej Zielonki z lat 50-60. Moim zdumionym oczom ukazała się urbanistyka obozu pracy na Kołymie z setkami baraków z dwuspadowymi daszkami pokrytymi czerwoną dachówką. Po asfaltowych ulicach pędziły autobusy, a moja naturalna inteligencja kazała mi przerwać te dyletanckie wizualizacje, bo w żadnej sprawie nic się nie zgadzało. Kolega trochę posmutniał, bo w inteligencję sztuczną wierzył do mojego się pojawienia, a powaliło go tempo w jakim elektroniczny głupol wypluwał informacje. Po krótkiej sprzeczce nagraliśmy podcast, który jest dostępny na mojej stronie hannabakula.pl
Okazało się, że wzbudził żywiołową dyskusję. Wyrażałam się niepochlebnie wyłącznie na temat tego co mnie dotyczyło, ale myślę, że gdyby ktoś chciał, to może sprawdzić info o sobie i się zdziwi. No i automatyczne urzędniczki i sztuczne pracownice korporacji taksówkowych. To dopiero katorga dla interesanta. Niech się sztuczna inteligencja zajmie tym, co potrafi, a nie wszystkim. Dajemy się wciągnąć w spirale dyletanctwa i pseudo informacji. Może sztuczna inteligencja powinna się nazywać – pseudointeligencja?
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane