Kiedyś, czyli 100 lat temu, ale jeszcze w czasach mojego dzieciństwa i na studiach a nawet w latach dziewięćdziesiątych karnawał był naprawdę karnawałem. Bale i baliki w weekendy, huczne tańce z żywą muzyką, bale przebierane, wesołe balangi w knajpach, klubach studenckich, ale i w domu tańczyło się do białego rana. Stroje bardzo odświętne, długie suknie i sukienki balowe, z odsłoniętymi plecami i dekoltami. Panowie w czarnych garniturach. Buty zmieniało się w szatni na wizytowe. Zabłocone zostawały w siatce. Balony i kotyliony (sprawdzić w Necie), zwykle wodzirej, czyli zwinny facet, który kierował zabawą. Mnóstwo alkoholu, confetti i serpentyn. Jak za Sanacji.
W latach 20 ubiegłego wieku w Warszawie było 650!!! scen i scenek kabaretowych. Tuwim pisał KILKA! tekstów piosenek dziennie. Taki był popyt. Pamiętano wtedy, że zabawa powinna być nieodłączna od życia.
Od zwierząt różni nas to, że umiemy się bawić, nie tylko w okresie godowym. Umiemy przygotować jedzenie, wyprodukować alkohol i go wypić z ładnych kieliszków. Umiemy też tańczyć, śpiewać i grać na instrumentach oraz w gry i karty. Korzystajmy z tych umiejętności zamiast tyć na kanapie.
Pies nie potrafi zorganizować zabawy. Może przynieść patyk albo biegać w kółko. Kot ma jeszcze gorzej. Kocia inteligencja, to cwaniactwo. Przy tańcu i wesołej rozmowie wydzielają się endorfiny, które leczą i odmładzają. Bywałam na dużych balach w Warszawskich hotelach byłam na hucznym balu w Nowym Jorku z okazji Nobla Wałęsy. Było to w Waldorff Astoria. Obowiązkowe długie suknie i smokingi. Uratowały nas, mnie i mojego współlokatora Tarantulę, wypożyczalnie strojów ślubnych a sukienkę przysłała mi z Polski przez kogoś, Agnieszka Osiecka. Sukienka była z czarnego jedwabiu z koronkowymi wstawkami. Niestety mini, więc musiała mi koleżanka uszyć długą rurkę – spódnicę. Sukienka była tuniką. Bardzo ją wszyscy chwalili. Z wypożyczalni wzięłam kaszmirową czarną pelerynę. Bardzo chętnie bym taką kupiła, bo to eleganckie okrycie.
Wracając do świętowania. Bardzo wszystkich namawiam na bale i baliki, bo będzie co wspominać. Z moich badań wynika, że w tym roku większość siedziała na tyłku i nie tańczyła. Czy aż tak się zmieniliśmy, że ze słynnego z hucznych zabaw Narodu staliśmy się domowymi zwierzętami, które nie potrafią sobie zorganizować rozrywki? Biada nam! Niemniej liczę na siłę przekonywania mojego bloga i choć jeden procent piecuchów potańczy, choćby w domu, a nawet z żoną.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane