Każdy ma inny lek, prawie wszyscy zwalczają podłe nastroje alkoholem. Ja odwrotnie. Jak mi źle maluję i słucham muzyki. Natomiast chętnie opijam miłe wydarzenia mojego życia, acz nigdy solo. Gdy patrzę na współczesne filmy o samotnych czterdziestoletnich kobietach, to ze zdumieniem widzę, że pierwszą rzeczą jaką robią po przyjściu do domu z zakupami jest nalanie sobie wielkiego kielicha wina. Płaszcz zdejmują po wypiciu duszkiem. Potem drugi kieliszek przy odsłuchiwaniu wiadomości. To jest w prawie każdym filmie francuskim lub amerykańskim. Panowie po powrocie nalewają sobie szklankę whisky. Ja sobie sama nie nalewam i od razu przechodzę do rozpakowywania zakupów, choć tego nie znoszę.
Z moich obserwacji wynika, że aktorzy piją bardzo słabe alkohole, bo nic po nich nie widać. Jakbym wypiła dwa balony wina, to bym mogła tylko, bez względu na porę, usnąć przy Netfliksie. Wracając do leków na zło, można iść na zakupy, choćby niepotrzebne lub z koleżanką do kina. Polecam, byle nie na polski film, bo po co 2 godziny oglądać cudze nieszczęścia i brzydkich zaniedbanych ludzi z nizin społecznych, lub wypasionych bandziorów. Można iść ze znajomymi na kolację, można iść do łóżka z przystojnym adoratorem, rozpoczynając romans stulecia, który kończy się wkroczeniem wkurzonej żony, o której w zamieszaniu kochanek zapomniał nas poinformować. Można sobie kupić puchatego kotka. Bowiem zbieranie włosów ze wszystkiego czego nasz „pet”( pupil do głaskania) dosięgnie i wyrzucanie kup z kuwety podobno uspokaja. Można przygarnąć pieska i wychodzić z nim w mróz o 7 rano z torebką na kupę. Można wyjechać w podróż dookoła świata lub do Egiptu ze znajomym małżeństwem, które drugiego dnia zacznie sobie skakać do oczu i robić na złość. Jeszcze jest wykończona nerwowo, niegdyś zabawowa i zadbana koleżanka – babcia z wnukami. Gdy widzę jak moje przyjaciółki podlizują się cwanym tyranom, to mnie mdli. Totalna degradacja autorytetu. Koleżankę po przejściach też odradzam. Chyba że nas kręci zapłakana meduza. Skąd we mnie tyle jadu i pesymizmu? Z autopsji, bo wszystko to przeszłam jako singielka, ciągle z wyboru. A cały ten wstęp po to żeby polecić na smutki Sopot – magiczne miasteczko z dobrymi knajpami, własnym kurantem, pięknym bielutkim molo, cudownym parkiem, ścieżką rowerową do Orłowa i pięknymi poniemieckimi domami które już w XIX( 19) wieku były pensjonatami dla kuracjuszy. Mało kto, z wlokących się po głównej ulicy zwanej Monciakiem, od Monte Casino , grubasów z bułą wie, że Sopot jest kurortem z cudownymi solankami, które wykorzystał budując kąpieliska niemiecki lekarz Haffner. Sopot był miasteczkiem niemieckim, dlatego Hitler zostawił je w spokoju ku mojej radości.
Tyle napisałam jako wstęp do tego, że dla mnie Sopot z burym morzem i domem pracy twórczej Zaiks, jest lekiem na całe zło, jak śpiewała genialna Krysia Prońko. Po Sopocie dopiero Nowy Jork sprzed pandemii i Paryż na dawnych zasadach. Myślę, że to będzie kilka lat po pandemii, o ile się da ją przegonić, albo się przyzwyczaić lub wyginąć.
A ja na to nic, bo mam lek na całe zło, patrząc na Grand Hotel w Sopocie z mojego tarasiku w Zaiksie. I znów butelka jest do połowy pełna .
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane