Bardzo lubię międzywojenne powieści, a szczególnie te Michała Choromańskiego, których akcja toczy się w Zakopanym i dotyczy elit Warszawskich, które spędzały tam wakacje z autorem, kompozytorami, poetami, różnymi dziwakami i malarzami z Witkacym, na czele. Jeździli dorożkami albo sankami i pili w setce knajp, albo grali w brydża. To były czasy. Jedną z najlepszych i najdowcipniejszych książek M. Ch. jest „Zazdrość i medycyna”. Powodem szaleństwa w które wpada zazdrosny mąż jest wiatr halny, który powoduje u wszystkich dziwne zachowania, a u słynnego doktora totalnego świra. Książkę polecam. Ma ogromne walory poznawcze i opisuje nie istniejący świat inteligencji i intelektualistów, których zaczarowały Tatry. Było malowniczo i erotycznie a wojna była ante portas, ergo- tuż.
Ostatnio spotykam się wśród znajomych z objawami takimi, jakby wiał mega halny. Wszyscy spięci, nieobecni duchem, drażliwi, przewrażliwieni na swoim punkcie. Mówiący dużo i w kółko to samo. Jakby na pograniczu niewytłumaczalnej histerii. Najbardziej cenione są opowieści o chorobach z detalami i wzajemne dyskredytowanie historyjek przez małżonków z dużym stażem. Jak kogutki w Meksyku. Już nikt się nie ukrywa, że zwariował.
Ostatnio zawiał halny na eleganckiej kolacji. Ciut zniszczony kolega, nagle powiedział, że na wory pod oczami, najlepsza jest maść na hemoroidy, bo obkurcza naczynia. Jem sobie spokojnie w restauracji, a tu taka nowina. Worów ani hemoroidów nie mam, ale za to poczucie humoru, więc zaczęłam się śmiać i zapytałam, czy krople do oczu działają z drugiej strony. Trochę to dziwnie wypadło, bo wszyscy chyba też nie mieli hemoroidów, ale wory tak i byli zdziwieni, dlaczego to ma być śmieszne, skoro maść pomaga. Zaczęliśmy się sobie uważnie przyglądać. Babcia 92 lata nie była już zainteresowana maścią, ale wnuk zaproponował, że jej kupi. Młodsi patrzyli z satysfakcją na wory rodziców, a panie oceniały się wzajemnie. Przypominało to szukanie grzybów bez schylania. No a potem zawiało z innej beczki. Bez sensu ktoś powiedział, że 500 plus to ściema. Wykrzywiły się młode beneficjentki, które nadjechały na przyjęcie mercedesami. Ewidentnie zaoszczędziły przez dwa lata. Wtedy postanowiono wyłapać przy stole zwolenników PiS. Babcia była najbardziej podejrzana, ale się wyparła. Młode mateczki oświadczyły, że biorą kasę ale ze wstrętem. Dojrzali panowie, po odśpiewaniu gromkiego sto lat czterdziestoletniemu solenizantowi, powoli zaczynali się kłócić o kandydatów do Euro-parlamentu i krzyczeć staropolsko- Hańba! Dotyczyło to planu ucieczki obecnego rządu do Brukseli. Halny wiał. Przy pieczonym schabie wszyscy byli już bardzo zdenerwowani i wrzeszczeli z pełnymi ustami. A schab kręcił się jak w pralce. Teraz na większych przyjęciach wrzeszczy się bez ograniczeń, bo wszyscy się przekrzykują. Przykład idzie z telewizji, naszej i czarnej. Prowadzący nie panują nad sytuacją i siedzą jak na meczu tenisowym, kręcąc głowami obserwują graczy, którzy głownie starają się wzajemnie zdeprecjonować i gadają jak poparzeni. Nie ma przebacz. Mamy temperament. Nie przypominam sobie czasów, gdzie wszyscy by krzyczeli na siebie, na dzieci, psy, a nawet koty. Słabo się drę i mówię raczej cicho. Muszę się wycofać z życia towarzyskiego, bo proroczy film „Dzień świra” zaczyna być zupełnie realny. Proponuję zamiast maści na hemoroidy kupić sobie walerianę Anty- Halny, na uspokojenie. Można by ją rozdawać na ulicach jak lugol po Czarnobylu, bo halny szaleje i wieje coraz bardziej. A na Słowacji, mniej.
Przykro nam, ale dodawanie komentarzy jest zablokowane