Łóżkobal
Miałam szczęście wychowywać się w czasach, gdzie ludzie umieli się bawić i lubili bywać na balach. Jako mała Hania Bania asystowałam przy wyjściu rodziców i dziadków na bale i domówki, które nazywały się prywatki. Najpiękniejsza sylwestrowa suknia mamy była amerykańska, z zielonej, sztywnej tafty. Mama miała 60 cm w talii, więc zakładała szeroki, z tego samego materiału pasek, nie mówiąc o bolerku z herbacianą, jedwabną różą. Babcia miała suknię z czerwonej tafty w cieniutką, czarną kratkę, też z bolerkiem. Oczywiście pantofelki były z tego samego materiału, a torebki ze złotej skóry. Były to czasy wielkich, śnieżnych zim, więc pantofelki i buty panów, nosiło się zawinięte w papier, w siatkach, a na nogach botki na futrze. Fryzury były prosto od fryzjera, a na nich luźno założone mohairowe szale. Futra prawdziwe. Usta czerwone, tak jak pazury. Dorośli jechali na bal sylwestrowy, ja zostawałam w zapachu perfum Soir de Paris pilnowana przez ciocię Amelię „starą pannę”. Bal sylwestrowy nie był jedyny, ciągle moja rodzina jeździła na tańce. Do Grand hotelu, Cristalu i do kin, gdzie też w karnawale były tańce po seansach. Umiejętność tańczenia klasyki była elementem atrakcyjności pań i panów. Wstyd było nie umieć. Z bali wracało się z confetti we włosach, serpentynami na szyi i balonami w kształcie ptako- nochala w cylinderku, dla dziecka. Mnie od dziecka tańczyć uczyła babcia. Włączała płytę i pokazywała mi kroki. Byliśmy utanecznioną rodziną, uwielbiającą się bawić. To mi zostało. Od zwierząt różni nas umiejętność tańczenia, wznoszenia toastów, grania w gry i organizowanie bali. Nawet najmądrzejszy pies nie zorganizuje tańców dla ulubionych suczek. Dlatego należy się bawić. Tańczyć, póki można, bo za moment nie będzie można ze sztucznym kolanem i biodrem. Nie wysiadywać jak „Stara kobieta”, Becketa. Ruszyć się. Nie chwalić się tym, że się nigdzie nie idzie i posiedzi się w domu z żoną. Jest na to 364 dni. Z moich obserwacji wynika, że coś się zmieniło na gorsze. Jakby się ludziom odechciało żyć. Niby są powody, bo jak można tańczyć czaczę, po pierwsze nie umiejąc, mając wszystko na kredyt i żonę w kolejnej ciąży? Jak można się serdecznie i spontanicznie bawić, gdy nie ma z kim i gdzie? Stylowa zabawa nie jest modna. Ostatnio widziałam w Operze dziewczynkę jeżdżącą po foyer na hulajnodze. Rodzice byli wniebowzięci. Co to niby jest opera? Liczy się wygoda i to że domowy terrorysta zadowolony. Byli w adidasach, chyba prosto z siłowni. W uszach mieli słuchawki. Jak to w Operze. Chyba jestem z ostatniej generacji, która często bywała na balach, nie tylko w Polsce. W Nowym Jorku tańczyliśmy kilka razy w tygodniu w pobliskich dyskotekach, ale też na balach dobroczynnych w hotelach. Najwspanialszy był z okazji Nobla dla Lecha Wałęsy. Zaproszenia były drogie, ale dał mi swoje kolega. Trzeba było mieć odpowiednią suknię. Koleżanka uszyła mi długą, jedwabną spódnicę, którą założyłam pod super mini , przysłaną specjalnie z Polski przez Agnieszkę Osiecką. Mój współmieszkaniec- Tarantula, wypożyczył smoking. W latach 80-90 w Warszawie organizowaliśmy z kolegami bale w Sarpie i w Krokodylu na Rynku Starego Miasta . Był bal: Szpan, Bal Astrologiczny, bal pod hasłem- Kapelusze, nawet Warzywa i najsłynniejszy- bal Biały. Sprawdzaliśmy na bramce nawet kolor bielizny gości. Kolorową trzeba było zdjąć i zostawić w szatni. Bawiliśmy się do rana. W Krakowie były słynne bale w Piwnicy pod Baranami. Bywałyśmy tam z Korą, Anią Szałapak kolegami z Piwnicy. Nadal są bale, ale raczej dla nowych elit. Koszmarnie drogie i bez pomysłu, a większość moich zabawowych znajomych w tym roku planuje kolacyjki na 2- 3 pary. Reszta idzie na łóżko-bale przed telewizorem. Co się dzieje? Nie wiem, ale wcale mi się to nie podoba. W tej sytuacji, wspominając wszystko co się nie wróci, idę do przyjaciół grać w brydża. Do siego Roku, mimo wszystko.